kroniki królewskie
W spuściźnie Stanisława Wyspiańskiego nie ma utworu o takim tytule. "Kroniki królewskie", którymi stołeczny Teatr Dramatyczny otwiera rok Wyspiańskiego, są montażem dwóch pozostałych we fragmentach utworów: "Król Kazimierz Jagiellończyk" i "Jadwiga" oraz niedokończonego, przerwanego przez śmierć, dzieła poety "Zygmunt August". Fragmenty te zostały przez twórcę przedstawienia LUDWIKA RENÉ połączone w spoistą całość rapsodem "Kazimierz Wielki".
17 stycznia 1969 roku mija stulecie śmierci autora "Wesela". Teatry uczczą tę rocznicę całym szeregiem inscenizacji. Według niepełnych jeszcze danych dwadzieścia scen weźmie udział w spontanicznym festiwalu ku czci poety. Rok Wyspiańskiego będzie okazją do rewizji sądów o tym twórcy, nie zawsze w pełni docenianym, do sprawdzenia co z Wyspiańskiego do dziś pulsuje pełną aktualnością. Okazja to będzie tym lepsza, że obok utworów stale pozostających w repertuarze, takich jak "Wesele", "Wyzwolenie" "Noc listopadowa", pojawią się inne rzadko grywane: "Powrót Odysa", "Lelewel", "Warszawianka", "Bolesław Śmiały", "Legenda", "Klątwa", "Sędziowie".
Inscenizacją "Kronik królewskich" Ludwik René niejako podaje ton przyszłorocznym prezentacjom. I trzeba z góry powiedzieć, że jest to ton wysoki. Relację ze spektaklu trzeba rozpocząć od scenografii JANA KOSIŃSKIEGO, jednej z najpiękniejszych, jakie wyszły z jego rąk. Kosiński zamknął okno sceny wielkimi wrotami wzorowanymi na drzwiach katedry wawelskiej. Wrota się uchylają odsłaniając ogromne wnętrze ni to katedralne, ni to zamkowe. Nie ma tu właściwie dekoracji w potocznym znaczeniu. Projektory rzucają na ciemny horyzont raz szkic gotyckich łuków zrobiony przez Wyspiańskiego, kiedy indziej z ciemnego tła wykwitają jego witraże z cyklu "Kazimierz Wielki". Wyspiański jest w tym spektaklu obecny nie tylko jako autor dramatyczny, lecz także jako malarz. Kosiński niezwykle umiejętnie wtopił w swoją własną koncepcję scenograficzną liczne szkice Wyspiańskiego i osiągnął znakomity efekt. Świetny kształt plastyczny zawdzięczają "Kroniki królewskie" także reżyserowi, który po malarsku komponował poszczególne sceny (często, jak chciał tego poeta, w nawiązaniu do obrazów Matejki i Simmlera) oraz twórcy doskonałych kostiumów ALEMU BUNSCHOWI. Niemałą rolę odgrywa w tym spektaklu muzyka TADEUSZA BAIRDA bezbłędnie zestrojona z tym, co się na scenie dzieje. "Kroniki królewskie" to kilka strzępów z dziejów domu Jagiellonów. Oto Kazimierz Jagiellończyk wiedzie spór z kardynałem Zbigniewem Oleśnickim, przywódcą możnowładców małopolskich, o utwierdzenie autorytetu korony. Oto królewski romans Zygmunta Augusta, śmierć Barbary, wizja królowej-dziecka, Jadwigi, próbującej walczyć przeciwko racji stanu narzucającej jej małżeństwo z Litwinem. Oto podpisanie Unii Lubelskiej. Te strzępy nie układają się w żadną historiozoficzną całość, nie można z nich wyciągnąć żadnych wniosków, poza tymi, które tyczą stosunku Polaków do swojej historii. Jakże mało jest w tym stosunku zrozumienia dla polityki, jak wiele kadzidlanych dymów i złudzeń. Wyspiański to - jak pisze prof. Jan Zygmunt Jakubowski - przede wszystkim ironista... poeta zbuntowany przeciwko potędze pustego frazesu i patetycznego gestu, przeciwko niedołęstwu przywódców narodu, przeciwko życiu, "gdzie się wszystko niańczy w bladze". Inscenizacja Ludwika René podejmuje tę tonację gorzkiej ironii. Jest w tym spektaklu i tak właściwe Wyspiańskiemu zafascynowanie przeszłością, "czarem grobów", i jego bunt przeciwko narodowej niemocy. Inscenizator operując niedokończonymi fragmentami i rapsodem nie przeznaczonym dla sceny stworzył przedstawienie nie tylko zdumiewająco jednolite, lecz i w najgłębszym sensie zgodne z duchem twórczości Wyspiańskiego. A przy tym jest to spektakl w jakiś sposób, polemiczny w stosunku do autora "Wyzwolenia". Właśnie scena z "Wyzwolenia" (z III aktu: Geniusz i chór) kończy "Kroniki królewskie". Przedstawienie jest doskonale poprowadzone, kilka scen, na przykład: sejm w Piotrkowie, ślub Zygmunta i Barbary, wizja Królowej Jadwigi, sceny z reminiscencjami z powstania warszawskiego (René wprowadził do przedstawienia powstanie warszawskie i ostatnią wojnę jako dalszy ciąg narodowych klęsk) na długo pozostaną w pamięci widzów. Z ogromnej obsady brak miejsca pozwala mi wymienić tylko ZBIGNIEWA ZAPASIEWICZA, pięknie mówiącego tekst rapsodu "Kazimierz Wielki", IGNACEGO GOGOLEWSKIEGO w doskonale granej roli Zygmunta Augusta, MAGDALENĘ ZAWADZKĄ (Jadwiga) i ZOFIĄ RYSIÓWNĘ (Barbara).